poniedziałek, 30 czerwca 2014

thirteen.

Koncert.
Skoki w górę i w dal. Uśmiech i szczęście. Jego ręce w moich. Gra świateł na Jego twarzy. Wolny rytm. Nagłe przyśpieszenie. Upadek. Wyciągnięta ręka na pomoc. Napierający tłum. Dziwne spojrzenia wyrażające dziwne emocje. Powstanie. Uśmiechy innych. Wyraz szczęścia na Jego twarzy. Znów przy mnie. Poczucie bezpieczeństwa. Skoki w górę i w dal. Uśmiech i szczęście. Jego ręce w moich...
Życie z nim jak koncert. Męczące szczęście. Męczące, a jednak z uśmiechem zasypiam nad ranem.
Jestem silna. Ale jak długo wytrzymam takie tempo?
Los ludzi jest podobny. Są chwile płynące niczym wolny utwór muzyczny, dają poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Ale czasem życie przyśpiesza. Presja niczym tłum ludzi na koncercie napiera z każdej strony. A my wtedy powinniśmy się rozpychać łokciami. Nie każdy potrafi. Nie każdy ma na tyle siły. Wtedy najłatwiej upaść. Tylko u niektórych te upadki wyglądają tragicznie. Dobrze mieć kogoś, kto wyciągnie pomocną dłoń i pomoże odzyskać spokojne tempo. Wtedy na scenie pozostaje jedynie dwoje ludzi, którzy, mimo tłumu wokół, nie widzą poza sobą świata.
Romantyczne, a jednocześnie życiowe.
Przekonałam się, że nie powinnam liczyć na ten tłum ludzi wokół mnie. Ocena innych potrafi być krzywdząca. Nikt nie podejmuje próby zrozumienia.
A ja wiem, że gdy upadam w ten okrutny tłum, cały czas jest ktoś, kto będzie chciał mi pomóc. I nie odwróci się rzucając karcące spojrzenie. Więc może według innych to też jest powód, żeby wszystko zniszczyć? Żeby zostać zupełnie samotnym wśród wrogiego tłumu? Tego powinnam chcieć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz