poniedziałek, 24 marca 2014

ten.

Niektóre chwile sprawiają, że w umyśle człowieka pojawiają się wątpliwości. I nie zależy to od pokonanych przeszkód, przeżytych cierpień i tego wyniszczającego uzależnienia. Powodem jest zwykła proza życia. Kiedy patrzę na wszystkie moje przeżycia, z perspektywy czasu dostrzegam, że przez ostatnie miesiące żyłam wciąż w euforii i niepokoju jednocześnie. Euforia była spowodowana realną nadzieją na rozwiązanie problemów, niepokój- niepewnością, co do przyszłości. Wydaje mi się, że przez ostatnie tygodnie miałam okazję spojrzeć na wszystko z dystansem. Te pierwsze chwile Jego trzeźwości i moją radość można porównać z ponownym zauroczeniem. A teraz dotknęła nas proza życia... Prowadzimy "normalne" życie, z dnia na dzień i wśród planów na przyszłość. Ale obydwoje wyraźniej widzimy teraz, że bardzo się różnimy. Kiedy o tym myślę, aż ciężko mi uwierzyć, że Jego uzależnienie nadal wywiera ogromny wpływ na nasz związek. Różnice wynikają głównie z tego, że przez ten czas, mimo problemów, poszłam "do przodu". A On został zmuszony do powrotu do nowego początku. Takie sytuacje dzielą ludzi. Mimo wszystko, nie chcę by podzieliły nas. Ale niejednokrotnie tak ciężko nam się porozumieć...
Mam wrażenie, że nasza miłość dojrzewa. I walczy. Z prozą życia, z różnicami, z trudem budowania życia od nowa. Mam nadzieję, że wygramy. Musimy tylko oboje tego chcieć. A przede wszystkim doskonalić sztukę kompromisu.
To naprawdę bardzo trudne uczyć się "normalnego" życia z człowiekiem uzależnionym. Uczyć i siebie i Jego. Dostrzegać piękno w każdym dniu, doceniać najdrobniejsze radości, pokonywać przeszkody i nie załamywać się niepowodzeniami. Na trzeźwo.
Znalazł pracę. Jest dumny. I ja też. Wiem, że to dla niego duże osiągnięcie. Wiem, że potrzebne mu jest poczucie akceptacji i tego, że ktoś docenia Jego umiejętności. To jedne z najpiękniejszych chwil, gdy po powrocie z pracy, z zapałem i takim błyskiem w oczach opowiada, co dziś zdołał zrobić.
I małymi krokami idzie do przodu. Mimo moich chwilowych wątpliwości, wiem, że mam szczęście. I wiem, że przez to, co razem przeżyliśmy, zawsze będę ważną częścią Jego życia. Mimo wszystko.

sobota, 8 marca 2014

nine.

Ciężko jest wciąż zaczynać od nowa. Zapominać i próbować tworzyć relację od początku. Jego uzależnienie znacznie wpłynęło na naszą teraźniejszość. Czasem zastanawiam się, jak wyglądałby związek z osobą, która nie ma takiego bagażu doświadczeń. Chyba nie potrafiłabym żyć z kimś tak swobodnie. Może to objaw współuzależnienia?
Ciężko jest nie brać odpowiedzialności za najbliższą osobę. Trudno czasem pogodzić się z tym, że nie ma się żadnego wpływu na działania kogoś, kogo kochasz. Okrężnymi drogami w końcu dochodzi się do wniosku, że w jego życiu jest coś, czego nie może się pozbyć. I nie masz na to żadnego wpływu. Możesz pomagać, ale wszystko zależy od silnej woli tej drugiej osoby.
Ciężko jest wytrwać w upadkach, we łzach. Przecież jest wiele osób, które nie mają tego problemu. Tak łatwo byłoby stać przy kimś, kto nie ma za sobą dziesiątek przerwanych terapii, problemów z prawem, zmagań z otoczeniem i ze sobą samym. Ale czy wtedy miłość byłaby prawdziwa? Czy nie zakończyłaby się w pierwszym trudnym momencie?
Obecność przy wszystkich upadkach ukochanej osoby potęguje przywiązanie. I nawet jeśli jest już tragicznie, decyzja o odejściu jest najtrudniejszą decyzją na świecie. Jeśli się jej nie podejmie, wszelkie upokorzenia i tak zostawiają głębokie rany na sercu. Jak mało potrzeba, by na nowo je otworzyć... Mimo tych ran, trwa się w swojej miłości, wierząc, że to właśnie ona nadaje sens życiu.
Czasem tak trudno jest zostać. I czasem tak trudno jest odejść. Paradoks? Nie, tylko miłość. Ciężka miłość. Piękna miłość.

`shouldn't talk about it...`