piątek, 30 marca 2012

two.

To dziwne, jak wiele przykrych słów można usłyszeć podczas jednej rozmowy. Właściwie w ostrej wymianie zdań. Ciężko mi było to zaakceptować, teraz chyba jestem już do tego przyzwyczajona. Wiem, że czasami to jest jedyny ratunek przed zaćpaniem. Można powiedzieć, że traktuję to jako karę za to, że nie próbowałam zwalczyć tego problemu na początku związku, tylko pozwalałam się Mu w to wciągać.
Pierwsze miesiące... Totalne zakochanie, brak jakichkolwiek wad. Wszyscy wokół wmawiali, że kocha się wtedy, kiedy się kogoś akceptuje takim jakim jest. Gówno prawda. Nie można zaakceptować człowieka, który niszczy sam siebie. Trzeba mu pomóc. Jak najwcześniej, żeby nie było za późno. A ja jednak akceptowałam. Z perspektywy czasu patrzę na nasze pierwsze chwile z czułością, ale też jestem zła na siebie. Mogłam coś zrobić. Może to brzmi jako typowy objaw współuzależnienia, ale naprawdę mogłam. Nie czuję się winna całej sytuacji, lecz żyję z tą świadomością, że gdybym ocknęła się wcześniej, mogłoby być inaczej.
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo jest mu trudno. Podejrzewam, że to co odczuwam ja to nie jest nawet połowa bólu, który dotyka go każdego dnia...
Życie z narkomanem to trudna walka. Ostatnio zastanawiałam się, co by było, gdybym miała córkę, a ona znalazłaby się w takim związku jak ja. Myślę, że nie zabraniałabym jej tej miłości, byleby ona nie wciągnęła się w to gówno. Narkomani wcale nie są brudnymi złodziejami, gwałcicielami... To normalni ludzie, z uczuciami i problemami. Problemami o wiele większymi niż osób nieuzależnionych. Dla nich każdy dzień jest sprawdzianem charakteru. Każdy pojedynczy dzień. Narkoman, który od dłuższego czasu jest czysty jest silniejszy od najsilniejszych ludzi na Ziemi, bo wygrał walkę z samym sobą. A to najgorsza i najtrudniejsza walka, jaka może spotkać człowieka.
Cały czas staram się żyć teraźniejszością, choć wciąż przypominam sobie o strachu przed przyszłością...

poniedziałek, 19 marca 2012

one.

Mogłabym z zupełnym przekonaniem zaśpiewać razem z Ryśkiem "Pamiętam dobrze ideał swój, marzeniami żyłem jak król...". Pamiętam małą, być może nawet i nieco słodką dziewczynkę, która standardowo marzyła o księciu na białym koniu. Z roku na rok książę zmieniał się w czułego, opiekuńczego i kochającego faceta. Książę wciąż tracił swoją idealność w wyniku zderzenia się marzeń z rzeczywistością. Ale jednak nadal miał cechy wymarzonego mężczyzny, którego kochałabym nad życie.
Los bywa przewrotny.
Ktoś postawił na mojej drodze Jego. Mogłabym mówić o Nim wiele, ale na pewno nie to, że jest idealny. Mimo to pokochałam go całym moim sercem.
Nigdy nie uważałam, że miłość jest prostym uczuciem, zawsze wiedziałam, że są chwile słabości, kiedy człowiek pragnie nie czuć nic.
Myślę, że najtrudniej jest kochać człowieka uzależnionego. Oddawać mu się w całości ze świadomością, że nie jest się najważniejszą istotą w jego życiu, że istnieje coś, co jest często silniejsze nawet od niego samego.
Mój związek jest codzienną walką o kolejny w trzeźwości przeżyty dzień. Są momenty, kiedy mam ochotę się poddać, ale zbyt mocno kocham. Są również momenty, kiedy mam wrażenie, że cały świat należy do mnie, że mogę wszystko. Nie wiem, czy dobrze postępuję, ale chciałabym nadal trwać w obecnym uczuciu, chociaż czasem jest to dla mnie ogromnie trudne.
Moje wpisy chcę traktować jak pamiętnik, rozliczenie się z przeszłością i teraźniejszością, poszukiwanie odpowiedzi na pytania postawione tylko w głębi duszy.
Miłość daje siłę, ale czy to wystarczy by pokonać nałóg ?