wtorek, 15 kwietnia 2014

eleven.

Myślę, że każdy człowiek lubi się godzić. I lubi te momenty, gdy te "ciche dni" odchodzą w niepamięć. Ostatnio mieliśmy słabsze dni. Dużo dni. Dla mnie to była wieczność. Brak porozumienia i obustronny upór. Wiem, w związku trzeba iść na kompromis. Ale nie zawsze. Nie w tym przypadku. Są takie sprawy, że nie mogę ustąpić. Tego nauczyłam się dzięki wszystkim przeżyciom z Nim.
Ostatnie dni były szare i nijakie. Bez Niego. Tak jakby bez miłości. Były długie chwile, kiedy czułam się zupełnie niepotrzebna i niekochana. To chyba moja najgorsza słabość. A ja nienawidzę odkrywać swoich słabości. Tylko, że to życie jakoś nie przejmuje się moimi odczuciami. Chyba nie tylko w moim przypadku.
Mimo deszczowego dnia, właśnie dziś zaświeciło mi słońce. W dodatku moje prywatne. Brakowało mi tego spokojnego głosu, naszych rozmów, Jego spojrzeń. Utwierdziłam się w przekonaniu, że nigdy się od niego nie uwolnię.
W sumie mogłabym powiedzieć, że nasza miłość jest toksyczna. Ciągłe życie w skrajnych emocjach. Myślę, że nie każdy dałby radę być w tak nieprzewidywalnym związku. Uczucie, złość, czułość, odrzucenie, zaufanie, porażki... Mieszanka wybuchowa. Czy ja dam radę to udźwignąć?

A może miłość w ogóle nie istnieje? A to co nazywamy miłością to kolejne cywilizacyjne uzależnienie, uzależnienie od drugiej osoby?