sobota, 14 kwietnia 2012

five.

Czuję się dziwnie. Jak pewnego rodzaju ucieczka od problemów. Miejsce wytchnienia, ostoja. Jedyne, które ma. To wielka odpowiedzialność, boję się, że sobie z tym nie poradzę. Ale z drugiej strony cieszę się. Czuję się wyróżniona, że mi tak ufa. Zaczynamy coraz więcej rozmawiać o jego uzależnieniach. To najtrudniejszy dla nas temat. Największym wyzwaniem dla mnie jest zachowywać spokój, gdy słyszę słowa, które wypowiada. Czasem mam ochotę potrząsnąć nim, zapytać, co on do cholery wyprawia... Ale nie powinnam tego robić. Muszę być delikatna, rozważna, nie dawać się emocjom. Dla mnie to jest ogromnie trudne, gdyż kumuluję w sobie tak wiele niechcianych uczuć. A nie chcę się wyżywać na nim.
Jakie to niepojęte, jak bardzo można zniszczyć własne życie. Jestem pewna, że gdybym go teraz opuściła, to popłynąłby totalnie. Jak na razie jestem jedynym powodem, który trzyma go w trzeźwości, choć i tak to czasem nie wystarcza.
Przytłacza mnie  to wszystko. Ale wierzę. Nadal wierzę. Chyba sama się sobie dziwię, jak wiele tej wiary mogę z siebie wydobyć... Myślę, że nigdy nie zrozumiem dokładnie uczuć, które mną kierują. Wiele kobiet już dawno zakończyłoby tą znajomość po tak wielu przykrościach. A ja kocham jeszcze bardziej. Kocham tego człowieka, pomimo i wraz z jego upadkami.
Uśmiech wciąż umie dawać nadzieję.

wtorek, 10 kwietnia 2012

four.

Trudno po raz kolejny wybaczyć. Po raz kolejny patrzeć na upadek. I po raz kolejny zaczynać wszystko od nowa.
To przykre doświadczenie, gdy ktoś zawodzi. Zawsze pojawiają się wątpliwości, czy to może w jakimś stopniu moja wina, może nie zrobiłam wystarczająco dużo. Jednak na szczęście poczucie winy jest tylko chwilowe, bo zdaję sobie sprawę, że jest właściwie bezpodstawne.
Kolejne ciężkie dni. Nowy początek. Od nowa zaczyna się cały proces, pomoc, rozmowy, kontrola. Musimy teraz zmagać się z następnym problemem. Narkotyki już prawie odeszły w niepamięć, ale zastąpił je alkohol. Dużo alkoholu. Uczymy się pozbyć także tego uzależnienia.
To wszystko jest bardzo trudne. Ale warto. Gdy widzę, jak potrafi być szczęśliwy na trzeźwo, jak świetnie nam jest w takich chwilach ze sobą... To wszystko jest tak piękne...
Miłość jest piękna. I daje siłę.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

three.

Dziś dzień zaczęłam od smsa. "Wiem, że mnie kochasz, ja Ciebie też kocham najbardziej na świecie, ale nie mogę sobie dać rady z tymi moim nałogami, jestem taki słaby, nie daję rady." Automatycznie wszystko przestaje istnieć, istnieje tylko potrzeba porozmawiania z Nim lub chociaż wypisania kilku smsów. I czas na refleksję, przypomnienie o przeszłości. Mimo tak wielu trudności, zauważyłam dużą zmianę. Z człowieka, który uważa, że ma wszystko pod kontrolą i "wie, co robi", nagle szczere przyznanie się do swojej słabości. Czy można to uznać za duży krok w stronę trzeźwości? Myślę, że tak.
Poświęciłam dla Niego całe dotychczasowe życie. Może nie całkowicie, ale jednak dużo się zmieniło. Prawdziwi przyjaciele zostali, fałszywi stwierdzili, że chyba nie warto, choć nie wiem, ale nie ma ich dziś przy mnie. Jednak to On jest najważniejszy. Kiedy wiem, że jeśli zostanie sam, to zrobi coś głupiego, odwołuję wszystkie spotkania i jestem z Nim. Czy żałuję ? Szczerze, czasem tak. Są chwile, kiedy mam ochotę odpocząć od tych przytłaczających problemów i po prostu wyrwać się gdzieś daleko. Ale jednocześnie wiem, że nie osiągnęłabym tego pożądanego spokoju bez Niego. Robię wszystko, tak bardzo się staram, daję Mu wsparcie, ale sama też mam złe dni i słabości przysłaniają mi radość życia. Wtedy kilka razy bardziej bolą mnie Jego upadki, które wciąż próbuję zrozumieć.
Ogromną przyjemność sprawiają mi szczere rozmowy z Nim. Ale także te błahe, pełne śmiechu, niepohamowanej radości na trzeźwo, bez żadnych wspomagaczy. Takie momenty dodają mi energii i... nadziei, że to wszystko ma jednak jakiś sens. Coraz częściej jestem tak bardzo dumna z Jego postępowania- uczy się odmawiać, żyć na trzeźwo. Choć ciężkich chwil też nie brakuje. Jednak myślę, że warto.
Czekam teraz na spotkanie z Nim. Wiem, że po porannej rozmowie będzie kolejna, pewnie trudniejsza, bo przeprowadzona "na żywo", a nie tylko na klawiaturze telefonu. Mam ochotę zapalić. On nie lubił, gdy paliłam. Totalny paradoks. Sam uzależniony od największego gówna na świecie, a mnie próbuje uchronić przed fajkami.
Być kochanym przez narkomana to cud i obowiązek. Obowiązek, gdyż odwzajemniona miłość powinna łączyć się z pomocą w wyjściu z nałogu. Sukces, gdyż miłość dla narkomana to ogromne wyzwanie- musi wybrać to, co dla niego ważniejsze, choć nałóg potrafi być silniejszy od niego samego. To chyba znaczy, że w swoim życiu doświadczyłam cudu...