poniedziałek, 16 maja 2016

sixteen.

Tak dawno mnie tu nie było. Tyle spraw, tyle myśli, tyle zdarzeń.
Ciężko to wszystko opisać. My? Nadal razem, nadal ze sobą i nadal obok siebie.
Moje życie ostatnio zmieniło się diametralnie. Niedługo po tym jak się poznaliśmy zmarła moja mama. Najważniejsza osoba w moim życiu. Lata mijały, mieliśmy swoje problemy, choć nadal nie pogodziłam się z jej stratą. W ostatnich tygodniach zmarł mój tata. Zostałam sama. Mam tylko Jego.
To takie ciężkie. Ciężko dać sobie radę. To niewyobrażalny ból, że rodzice nie zobaczą, że jestem szczęśliwa, nie zobaczą swoich wnuków, już więcej mi nie pomogą.
Czemu życie tak bardzo mnie rani? Tak się staram być dobrym człowiekiem. Cieszę się, że mam Jego. Choć też nie do końca. Polska rzeczywistość. Opanował wszystko. Ale przez swoje błędy z przeszłości ciężko było z pracą w Polsce. Wyjechał za granicę. Zarabia na nasze wspólne życie. Przynajmniej tak mówi.
A ja przez te wszystkie przejścia nie zawsze mu wierzę. Może jestem okrutna, ale chcę też walczyć o siebie. Staram się rozwijać. Ale głównie dla siebie i dla rodziców, żeby nawet tam w górze nie zawiedli się na mnie.
Samotność to straszny ból. On wspiera mnie tak jak może. Ale dla mnie nadal to za mało. Nikt kto nie przeżył takiej sytuacji nie zrozumie tego do końca. Czasem mam pretensje do losu. On zrobił w swoim życiu wiele złego, a cały czas ma osoby, które go wspierają i zawsze są przy nim. Ja już nie mam nikogo oprócz niego, a życie z nim teraz jest naprawdę dobre, ale cały czas czegoś mi brakuje. Chciałabym nie mieć takiego bagażu doświadczeń, chciałabym, by mój facet był niezawodny, żebym nigdy nie miała wątpliwości, żebym nigdy nie miała ani grama lęku, że coś może pójść nie tak.
Ten lęk cały czas mi towarzyszy. To jest najgorsze. Jest dobrze, ale co będzie jutro? Może coś się zmieni i On wybierze inną drogę?
Oświadczył się. Jesteśmy zaręczeni. A ja nadal się boję jak to będzie. I czy rodzice tam z góry naprawdę chcą takiego związku dla swojego dziecka. I czy ja chcę takiego ojca dla moich dzieci. Te pytania są najtrudniejsze, od nich zależy całe przyszłe życie.
Ale On mi udowodnił, że potrafi. Że popełnia błędy, ale ma serce. Ma priorytety w życiu. Jeśli nam się uda to będzie wielki sukces. Jeśli Jemu się uda to wiem, że wychowa nasze dzieci na wartościowych ludzi. Będzie chciał je ochronić przed tym, co sam przeżył. Tylko czy ja się w tym wszystkim odnajdę?
Czas pokaże...

niedziela, 21 czerwca 2015

fifteen.

Życie jest fascynujące. Każdego dnia przynosi nam coś nowego. Coś dobrego, coś złego. Często ciężko się w tym wszystkim odnaleźć.
Moje życie ostatnio nabrało ogromnego tempa. Dużo zmian, dużo wzlotów i upadków. Wątpliwości i pewność. Skrajność w skrajność. Ale też piękno normalnego, spokojnego życia.
Największym przełomem była zmiana miejsca zamieszkania. I wspólne życie z Nim. Odcięcie się od dotychczasowej rzeczywistości. I to była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęliśmy.
Początki były ciężkie. Obce miasto, obcy ludzie i my. Para z bagażem doświadczeń i z problemami. Długi proces dostosowania, problemy z pracą i między nami. Przetrwaliśmy kolejny etap.
Decyzja o wyprowadzce była moja. On zostawił wszystko i pojechał za mną. Przeżyliśmy mnóstwo kłótni i kolejnych błędów, zarówno moich jak i Jego. Bywałam wykończona psychicznie, nieprzyzwyczajona, bo dotychczas kiedy było między nami źle, po prostu się nie widywaliśmy. A tym razem rozpoczęliśmy wspólne życie i nie było dokąd uciec.
Nagle stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać. On zaczął się zmieniać. Ja podobnie. Uspokojenie. Mniejsza tęsknota za poprzednim życiem. Tak naprawdę poznaliśmy się na nowo. I robimy to teraz każdego dnia. Większe zaufanie. Większa nadzieja na lepsze jutro. Dojrzalsze uczucie.
Mimo to, nie mam poczucia, że nam się udało. Jeszcze długa droga przed nami. Jutro wciąż jest niepewne.
Ale nauczyłam cieszyć się chwilą. Tym fascynującym życiem. Tym, że czasem ciężko się w nim odnaleźć. Tym, że nareszcie w pełni czuję się kochana.

czwartek, 3 lipca 2014

fourteen.

Spędziliśmy cudowny weekend. Cudowny.
Dwa cudowne dni. Zabawa i odpoczynek po ciężkim tygodniu. Mimo chmur i zapowiadanego deszczu, wyciągnął mnie nad wodę. Niewiele osób, cisza. Nasze rozmowy. Te poważne i te mniej poważne. Jego śmiech. Byłam szczęśliwa. Tak wiele dzięki Niemu zrozumiałam. Że życie należy doceniać. Cieszyć się tymi małymi radościami. Łapać każdą szczęśliwą chwilę.
To były jedne z najpiękniejszych momentów naszego związku. Sami, odcięci od innych i od codziennych obowiązków. Cieszyliśmy się sobą. Na trzeźwo. Ta trzeźwość tak wiele zmienia. Podczas Jego ciągów często zastanawiałam się, co sprawiło, że pokochałam takiego człowieka. Zadawałam sobie pytania, dlaczego ciągle z nim jestem. Potrafił ranić. Ale odpowiedź przychodziła, gdy po raz kolejny zaczynał naprawiać błędy i próbować jeszcze raz zmierzyć się z uzależnieniem. Tak, właśnie tego wspaniałego człowieka pokochałam. Tego starającego się, próbującego zbudować swoją przyszłość. Opiekuńczego i czułego.
Kiedy na Niego patrzyłam, przypomniały mi się słowa znajomych. "Nie uda się", "to nie ma sensu"... Wciąż to słyszę. Zrozumiałam jednak, że prawdziwa miłość nie wygląda tak jak na filmach. Nie ma zakończenia "żyli długo i szczęśliwie". Są kryzysy i problemy. W naszym przypadku poważne. Nie wiem dlaczego, ale ludzie najczęściej mają jakieś wyobrażenie miłości. Tej szczęśliwej i trwałej. Wciąż dążą do tego ideału. Przecież to nie ma sensu... Można wiele powiedzieć o uczuciach. Są piękne, wzniosłe, ale nigdy idealne. Więc dlaczego inni oceniają negatywnie tylko na podstawie tego, że nie wpisujemy się w kanon miłości idealnej? Że nie udajemy szczęśliwych, gdy jest źle? Że mówimy wprost o swoich problemach?
Może gdzieś istnieje miłość idealna. Ale mogę założyć się z każdym z Was, że moja beznadziejnie niedoskonała miłość będzie trwalsza. Bo wiem, że niezależnie od tego jak będzie wyglądać moja przyszłość, jestem pewna, że będę Go miała zawsze w sercu i w pamięci.
A dziś wieczorem w Jego oczach też widziałam taką pewność. 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

thirteen.

Koncert.
Skoki w górę i w dal. Uśmiech i szczęście. Jego ręce w moich. Gra świateł na Jego twarzy. Wolny rytm. Nagłe przyśpieszenie. Upadek. Wyciągnięta ręka na pomoc. Napierający tłum. Dziwne spojrzenia wyrażające dziwne emocje. Powstanie. Uśmiechy innych. Wyraz szczęścia na Jego twarzy. Znów przy mnie. Poczucie bezpieczeństwa. Skoki w górę i w dal. Uśmiech i szczęście. Jego ręce w moich...
Życie z nim jak koncert. Męczące szczęście. Męczące, a jednak z uśmiechem zasypiam nad ranem.
Jestem silna. Ale jak długo wytrzymam takie tempo?
Los ludzi jest podobny. Są chwile płynące niczym wolny utwór muzyczny, dają poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Ale czasem życie przyśpiesza. Presja niczym tłum ludzi na koncercie napiera z każdej strony. A my wtedy powinniśmy się rozpychać łokciami. Nie każdy potrafi. Nie każdy ma na tyle siły. Wtedy najłatwiej upaść. Tylko u niektórych te upadki wyglądają tragicznie. Dobrze mieć kogoś, kto wyciągnie pomocną dłoń i pomoże odzyskać spokojne tempo. Wtedy na scenie pozostaje jedynie dwoje ludzi, którzy, mimo tłumu wokół, nie widzą poza sobą świata.
Romantyczne, a jednocześnie życiowe.
Przekonałam się, że nie powinnam liczyć na ten tłum ludzi wokół mnie. Ocena innych potrafi być krzywdząca. Nikt nie podejmuje próby zrozumienia.
A ja wiem, że gdy upadam w ten okrutny tłum, cały czas jest ktoś, kto będzie chciał mi pomóc. I nie odwróci się rzucając karcące spojrzenie. Więc może według innych to też jest powód, żeby wszystko zniszczyć? Żeby zostać zupełnie samotnym wśród wrogiego tłumu? Tego powinnam chcieć?

wtorek, 3 czerwca 2014

twelve.

Upadki. Jakie to męczące. Szczególnie te niespodziewane. Te, które wydają się niemożliwe.
Nie dał rady. Przesadził z alkoholem. Kilka dni wyjętych z życia. A we mnie coś pękło. W pierwszych chwilach miałam ochotę go zabić. I to gołymi rękami.
Wstyd, straszny wstyd. I słuszny wstyd. Wstydzi się tego, co zrobił. Ale znów zaczynamy od początku. Rozmowy, tłumaczenia, wsparcie. Ciężko. Wciąż staram się zachowywać spokój. Nasz związek strasznie mnie wyciszył, nauczyłam się cierpliwości.
Ma pracę. To jeden z najsilniejszych czynników, które go wyciągają z takich upadków i nie pozwalają całkowicie popłynąć. Lubi pracować. Realizuje się w tym. I mam wrażenie, że to mu w jakiś sposób zastępuje zarówno alkohol, jak i narkotyki. Nie da się jednak pracować non stop. W tych chwilach przerwy może przyjść załamanie.
Szczerze mówiąc, znowu nadszarpnął moje zaufanie. A było tak dobrze... Z drugiej strony staram się go zrozumieć i pomagać. Mimo to, mam wrażenie, że już mu nie zależy na mnie tak jak kiedyś. Mogłabym zniknąć. Być może tylko mi się wydaje, że mu pomagam.
Wiem tylko, że nigdy nie żałowałam i nie będę żałować tego, co wspólnie przeżywamy. To dla mnie prawdziwa szkoła życia i próba charakteru.
A ja jestem silną kobietą.
Chyba.

wtorek, 15 kwietnia 2014

eleven.

Myślę, że każdy człowiek lubi się godzić. I lubi te momenty, gdy te "ciche dni" odchodzą w niepamięć. Ostatnio mieliśmy słabsze dni. Dużo dni. Dla mnie to była wieczność. Brak porozumienia i obustronny upór. Wiem, w związku trzeba iść na kompromis. Ale nie zawsze. Nie w tym przypadku. Są takie sprawy, że nie mogę ustąpić. Tego nauczyłam się dzięki wszystkim przeżyciom z Nim.
Ostatnie dni były szare i nijakie. Bez Niego. Tak jakby bez miłości. Były długie chwile, kiedy czułam się zupełnie niepotrzebna i niekochana. To chyba moja najgorsza słabość. A ja nienawidzę odkrywać swoich słabości. Tylko, że to życie jakoś nie przejmuje się moimi odczuciami. Chyba nie tylko w moim przypadku.
Mimo deszczowego dnia, właśnie dziś zaświeciło mi słońce. W dodatku moje prywatne. Brakowało mi tego spokojnego głosu, naszych rozmów, Jego spojrzeń. Utwierdziłam się w przekonaniu, że nigdy się od niego nie uwolnię.
W sumie mogłabym powiedzieć, że nasza miłość jest toksyczna. Ciągłe życie w skrajnych emocjach. Myślę, że nie każdy dałby radę być w tak nieprzewidywalnym związku. Uczucie, złość, czułość, odrzucenie, zaufanie, porażki... Mieszanka wybuchowa. Czy ja dam radę to udźwignąć?

A może miłość w ogóle nie istnieje? A to co nazywamy miłością to kolejne cywilizacyjne uzależnienie, uzależnienie od drugiej osoby?

poniedziałek, 24 marca 2014

ten.

Niektóre chwile sprawiają, że w umyśle człowieka pojawiają się wątpliwości. I nie zależy to od pokonanych przeszkód, przeżytych cierpień i tego wyniszczającego uzależnienia. Powodem jest zwykła proza życia. Kiedy patrzę na wszystkie moje przeżycia, z perspektywy czasu dostrzegam, że przez ostatnie miesiące żyłam wciąż w euforii i niepokoju jednocześnie. Euforia była spowodowana realną nadzieją na rozwiązanie problemów, niepokój- niepewnością, co do przyszłości. Wydaje mi się, że przez ostatnie tygodnie miałam okazję spojrzeć na wszystko z dystansem. Te pierwsze chwile Jego trzeźwości i moją radość można porównać z ponownym zauroczeniem. A teraz dotknęła nas proza życia... Prowadzimy "normalne" życie, z dnia na dzień i wśród planów na przyszłość. Ale obydwoje wyraźniej widzimy teraz, że bardzo się różnimy. Kiedy o tym myślę, aż ciężko mi uwierzyć, że Jego uzależnienie nadal wywiera ogromny wpływ na nasz związek. Różnice wynikają głównie z tego, że przez ten czas, mimo problemów, poszłam "do przodu". A On został zmuszony do powrotu do nowego początku. Takie sytuacje dzielą ludzi. Mimo wszystko, nie chcę by podzieliły nas. Ale niejednokrotnie tak ciężko nam się porozumieć...
Mam wrażenie, że nasza miłość dojrzewa. I walczy. Z prozą życia, z różnicami, z trudem budowania życia od nowa. Mam nadzieję, że wygramy. Musimy tylko oboje tego chcieć. A przede wszystkim doskonalić sztukę kompromisu.
To naprawdę bardzo trudne uczyć się "normalnego" życia z człowiekiem uzależnionym. Uczyć i siebie i Jego. Dostrzegać piękno w każdym dniu, doceniać najdrobniejsze radości, pokonywać przeszkody i nie załamywać się niepowodzeniami. Na trzeźwo.
Znalazł pracę. Jest dumny. I ja też. Wiem, że to dla niego duże osiągnięcie. Wiem, że potrzebne mu jest poczucie akceptacji i tego, że ktoś docenia Jego umiejętności. To jedne z najpiękniejszych chwil, gdy po powrocie z pracy, z zapałem i takim błyskiem w oczach opowiada, co dziś zdołał zrobić.
I małymi krokami idzie do przodu. Mimo moich chwilowych wątpliwości, wiem, że mam szczęście. I wiem, że przez to, co razem przeżyliśmy, zawsze będę ważną częścią Jego życia. Mimo wszystko.